Szłam sobie przez jakiś las. Obok dzielnie maszerował mój olbrzym Blue.
Wyciągnęłam mój miecz wykonany ze srebra. Ręcznie robiony przez mego
dziadka. Zmarł tak niedawno... Rodzice mnie porzucili gdy byłam mała i
tylko on był przy mnie.
-Strasznie za nim tęsknie... -szepnęłam, a po policzku spłynęła mi łza.
Pośpiesznie ją wytarłam i stanęłam. Odwróciłam się do najbliższego
drzewa po czym mocno się zamachnęłam. Miecz wszedł do połowy. Oparłam
się o korę po czym wyciągnęłam miecz. Usiadłam pod dębem i podciągnęłam
kolana, chowając w nich swoją twarz. Smok podszedł bliżej, trącając mnie
swoim zimnym nosem. Nagle usłyszałam jakieś szelesty. Kazałam smokowi
wzbić się w powietrze. Wiele ludzi chciało mi go zabrać, ale on niego
ode mnie nie odszedł. Mój jedyny przyjaciel. Powoli wstałam starając się
zachować całkowitą ciszę. Wysunęłam się zza drzewa i zobaczyłam jakąś
postać. Niestety ten ktoś przebiegł szybko i nie zdołałam określić czy
to chłopak czy dziewczyna. Poczułam zimne ręce na swojej szyi.
Gwałtownie złapałam je i obkręciłam się w powietrzu. Intruz zwolnił
uścisku i upadł na ziemię. Chciał wstać, ale zdołałam go zatrzymać.
Złapałam go za ręce,
-Na co czekasz? -zaśmiałam się. Nigdy nie bałam się śmierci. Wzrok
wrócił, ale nadal nie wiedziałam kto to jest. Stanął tak, że nie było
widać jego twarzy, a cień był... nijaki.
<Ktoś?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz