- To co? Lecimy? - spytałam Katy. Skinęła głową i wsiadła na swojego konia. Wzbiłyśmy się w powietrze.
Mniej więcej w połowie drogi obejrzałam się na dziewczynę.
- Matt i ja... no cóż, nie przepadamy za sobą. Więc jakby się na mnie
żucił, albo zaczął do mnie wrzeszczeć coś na temat jego terytorium
zmywam się.
- Yhy...
Leciałyśmy dalej w ciszy.
Kiedy dotarłyśmy na miejsce Lea zniżyła lot, a ja skoczyłam. Od ziemi
dzieliło mnir jakieś 15 metrów. Wylądowałam gładko w kucki i
wyprostowałam się. Tuż za mną wylądowała Katy.
A przede mną stał Matt.
Katy? Matt?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz